wtorek, 14 lipca 2015

Wiara czyni cuda... Czy aby na pewno?

Ha! Ledwo zaczęła, a już tak szokujący, dramatyczny, przykuwający uwagę (oh, ah!) temat.
Pomyśleliście tak, prawda?
Wiem, że tak.
No nic, myślcie co chcecie. Ja, zakładając tego bloga wiedziałam, że jednym z pierwszych tematów, które poruszę będzie właśnie wiara. No i jestem.
Jestem i mówię otwarcie o tym, że nie wierzę.
Dla mnie Boga po prostu... NIE MA.
       Ale co ja tam się znam, hm? Pewnie zlecą się tu zaraz zagorzali katolicy (i szczerze? mam taką nadzieję), którzy próbować mi będą wmówić, że nie mam racji. Że Bóg istnieje i przecież są na to liczne dowody. Jeśli tylko obędzie się bez wulgaryzmów (oh, no przecież to grzech?) czy wymuszania zmiany zdania, jestem za, a nawet zapraszam! Czekam na dyskusję, na kulturalną wymianę zdań, na odzew z Waszej strony.
       Wracając do mojej szarości, do mojego zdania... Żyję wśród ludzi wierzących tak mocno, że czasami to aż boli. Oczywiście mnie, moje oczy i uszy. Nie mam nic przeciwko, dopóki ów katolicy, muzułmanie czy inni wyznawcy nie naruszą mojej przestrzeni osobistej. Naprawdę.
       Boga nie ma. A przynajmniej nie ma go dla mnie. I widzicie? Żyję, nie spadł na mnie grom z jasnego nieba. Nic nadzwyczajnego się nie stało.
Specjalnie na użytek ów wpisu przytoczę słowa inteligentnego człowieka, który każdego dnia mnie inspiruje.
"Każda religia jest sposobem w jaki człowiek akceptuje swoją nieuchronną porażkę, czyli śmierć. Oswaja to. Religia jest tworem człowieka dla człowieka. Zmanipulowanym, wykorzystywanym, niegodnym, czasami dającym bardzo dużo siły. Religia jest sposobem w jaki człowiek oswaja to, że przemija. Zawsze twierdziłem, że wiara jest prawomocna i niewiara też jest prawomocna." ~Kuba Wojewódzki (1:25:13)
Przeczytaliście uważnie te słowa? Nie? To zróbcie to, jeśli trzeba nawet kilka razy.
       Ze względu na moje pochodzenie jak się pewnie domyślacie jestem ochrzczona, przeszłam pierwszą komunię świętą, a w dodatku z pełną świadomością podeszłam do sakramentu bierzmowania. Jednak co z tego, jeśli nie poczuwam się jako osoba wierząca? Zrobiłam to, bo wszyscy to robili. Ostatni rok gimnazjum to okres, w którym chciałam być blisko znajomych z klasy. I tak, teraz większości nienawidzę. Życie potrafi być przewrotne.
        Nie chcę jednak zbytnio odchodzić od tematu.
       Na religię chodzę, bo mogę, a nie dlatego, że jestem ciekawa. Poza tym ocena z tych lekcji podwyższa mi średnią. Trzeba sobie jakoś radzić. Im starsza i dojrzalsza jestem, cały obraz kościoła, księży, zakonnic i tego wszystkiego jest dla mnie totalnie irracjonalne. Moją uwagę przykuwa głównie medialność, która za dobrze nie obrazuje idei całego katolickiego społeczeństwa, z księżmi na czele.
       Teraz pewnie wielu z was myśli, że nie wiem, nie rozumiem i dlatego się wypowiadam. Wiara to raczej nic, co można zrozumieć, a przynajmniej mnie tak uczono. Chociaż, poniekąd coś o niej wiedzieć można, a nawet powinno się. Naprawdę starałam się, próbowałam z całych sił przebrnąć i przeczytać całą biblię. No właśnie. Na próbach się skończyło. Najczęściej docierałam do momentów, które mnie po prostu raziły, jako człowieka o własnym sumieniu czy wartościach życiowych. Tam sytuacje, postawy aprobowane, dla mnie i mojego boga (o ile oczywiście takowy by istniał) były nie do przyjęcia.
       A teraz przyznajemy się bez bicia, który z Was, zagorzałych w swoich szarościach katolików spróbował z własnej woli przeczytać choć fragment pisma świętego? Taa, widzę cię tam z tyłu, mały, pojedynczy człowieku, nie wysilaj się, bo zaraz ramię ci odpadnie.
      Wspominałam już, że żyję w środowisku religijnym i poniekąd to umocniło mnie w swej niewierze. Postawa NIEKTÓRYCH katolików nie tylko jest śmieszna, ale bezsprzecznie nieetyczna. Tak to już jest. Oprócz paradoksów samego kościoła i biblii chciałam zwrócić uwagę na niektórych przedstawicieli, bo tym katolicy są. Przedstawicielami swojego Boga. Widzą w nim to, co chcą zobaczyć. Wszystkie pozytywne aspekty życia wiążą właśnie z jego postacią, a o tych negatywnych... Cóż, jak to było... "Człowiek sam sobie winny". Ale zapomnieliście o najważniejszym. W waszym mniemaniu Bóg to istota dobra, współczująca, empatyczna, a przede wszystkim kochająca swoje dzieci. Dlaczego więc pozwala na śmierć tysiącom podczas kataklizmów czy zamachów? Bo co? Bo mamy własną wolę? Pozwolił nam nie czuć się jak Simsy, a za to wyniszcza stworzony na swoje podobieństwo gatunek? No większego, tak soczystego okazu debilizmu nie słyszałam. Bóg to ojciec, ojciec to Bóg. Nasi tatowie z zasady są tymi, którzy BEZINTERESOWNIE wstawiają się za nas, czasami niepoprawnie nie pozwalają nam błądzić, ale bronią nas całym swoim sercem. No właśnie. A dla Boga musisz chodzić co niedzielę do kościoła, chociaż gdzieś masz całe kazanie, za to do koszyczka wrzucasz hajs na nowego merca dla proboszcza. Czy ja na sali słyszałam śmiech? I brawo, bo to apogeum kretynizmu. Co jakiś czas warto wpaść do konfesjonału, ale po co mówić o tej czy tamtej masturbacji? Seks w piątek? A co księdza obchodzi co ja robię, cholera, k*rwa mać! Ring ding dong, a czy ja słyszę kolejne parsknięcie? Nie? To musiało mi się wymsknąć, przepraszam.
       Rozpisałam się i szczerze? Jestem z siebie dumna. Teraz czekam na Wasze wypowiedzi, niekoniecznie aż tak długie, bo i komu chciałoby się to czytać? Dobranoc.
x W.
PS. Pamiętajcie, szanujmy siebie nawzajem.

3 komentarze

  1. Nie przeczytałem całego, wybacz, ale początek mnie zaintrygował. Też kiedyś myślałem, że boga nie ma, żadnego. Później, że może i jest a może nie, ale co mnie to obchodzi. Dziś wierzę w boga, w siebie. Ale ja nim nie jestem, tylko to co we mnie, a mianowicie: dusza. Tak, to ona jest dla mnie bogiem, gdyż pokazuje mi jak mam żyć, co dobre a co złe i tak dalej... Ona chcąc tego, czy nie odpowiada za moje czyny, które ją upiększają, bądź nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś, podczas całego procesu "odchodzenia" od boga miałam taki okres, że wierzyłam w siebie, że to co we mnie potrafi zmienić wszystko. Dziś to przeświadczenie zdecydowanie osłabło, ale dziękuję, że się wypowiedziałeś. Oby skorych do rozmowy było coraz więcej. :)

      Usuń
  2. Ja zaś dla odmiany przeczytała całą Twoją wypowiedź. Ze mną raczej żarliwie nie pokonwersujesz,gdyż mam takie samo zdanie na temat wiary jak Ty. Najbardziej irytuje mnie to ślepe zapatrzenie w to wszystko. Może inaczej by sprawa dla mnie wyglądała gdyby np.nie było księdza a byłby pastor. Wtedy ów człowiek mógłby uczyć nas o rodzinie, itd. A nie,że o zakładaniu rodziny,o małżeństwach wypowiada się człowiek, który kompletnie nic nie wie na ten temat. No ale cóż, niech baranki pańskie,dalej będą tymi baranami.

    http://angelikapisze.blogspot.pl/

    OdpowiedzUsuń