wtorek, 4 sierpnia 2015

Ty pedale! Ty geju! Ty... homosiu!!!

Witam Was ponownie. Tym razem przybywam z tematem do niedawna tabu, chociaż obecnie sprawa jest nagłaśniana przez różnorakie mass media. Więc i ja stwierdziłam, że to dobra okazja do kolejnej dyskusji.
H O M O S E K S U A L I Z M
      Według największej pomocy naukowej, Wikipedii, homoseksualizm to:
  •  zachowanie seksualne (ang. sexual behaviour), kontakty seksualne z drugą osobą tej samej płci. W takim znaczeniu określa się na przykład kontakty homoseksualne więźniów (zwane jako homoseksualizm sytuacyjny lub pseudohomoseksualizm),
  • stan pociągu seksualnego/romantycznego lub podniecenia (ang. sexual/romantic attraction or arousal), w którym istnieją u danej osoby szczególne skłonności lub predyspozycje do angażowania się w kontakty seksualne z drugą osobą tej samej płci. W takim znaczeniu jest używany w pytaniu, czy homoseksualizm jest chorobą,
  • rola społeczna i tożsamość seksualna (ang. sexual identity), rozumiane jako jedną z wielu ról istniejących w społeczeństwach.

       Zaś orientacja seksualna pojmowana przez ten portal jest tak -
trwały emocjonalny, romantyczny i seksualny pociąg do osób określonej płci. Orientacja seksualna rozciąga się na kontinuum, od wyłącznego heteroseksualizmu do wyłącznego homoseksualizmu.
     
DLA MNIE ORIENTACJA SEKSUALNA NIE ISTNIEJE.
     
      To ten moment, w którym większość czytelników puka się w głowę. Macie moje pełne przyzwolenie.
      Dla mnie ludzie są osobami skrajnie złożonymi, ale kiedy naprawdę skupi się na analizie ogółu i wszystkich z osobna można łatwo wysunąć proste i trafne wnioski. Każdy z nas w swoich uczuciach kieruje, a raczej powinien kierować się "sercem" (bo przecież tak naprawdę mózg jest odpowiedzialny za wszystko, ale to temat na całkiem inny post). Trajkotać Wam o tym, że "widzi się sercem, a nie oczami" nie będę, bo mi na samą myśl słodko do porzygu. Serce, emocje, uczucia. To wszystko warunkuje nasze przywiązanie. Człowiek wraz z upływem czasu, poznając danego osobnika tego samego gatunku zaczyna się uzależniać od ów zachowań. Przyzwyczaja się do różnorodnych cech osoby, na której zaczyna mu zależeć. I stąd moje przekonanie, że tak naprawdę nie istnieje orientacja seksualna, bo gdy naprawdę poczujemy coś głębokiego do drugiej osoby to przestanie nas obchodzić jego cielesność. I zacznie zależeć nam jedynie na szczęściu tej drugiej osoby.
      Dlatego w pełni toleruję osoby homoseksualne, traktując ich pojmowanie uczuć jak zaletę. A osoby od górnie uważające, że są "lesbami" czy "gejami" traktuję jak płytkie, zagubione istoty. I trzymam kciuki, by wreszcie odnalazły chociaż namiastkę szczęścia z kimś, na kim będzie im zależało, nie skupiając się jedynie na dodatku, którym jest "oprzyrządowanie".
*
Mój szef jest kutasem. Prawdziwym, chamskim, wrednym i niemyślącym kutasem. Ale czego ja oczekuję od narządu oddalonego aż tyle od mózgu?
*
A tu polecam zajrzeć, bo znajdując ów nagranie kilka godzin temu się uśmiałam. http://kafeteria.tv/Gej-to-NASLANY-Z-ZACHODU-facet-Udaje-by-dostac-dof-HTRVRUKhpNK
     
Do kolejnego postu,
x W.

sobota, 25 lipca 2015

Wróciłam! Ja, ignorantka, egoistka i suka!

      Prawie dziesięć dni nie dodawałam postów, a to wina mojego internetu, czy raczej jego braku. W każdym razie już jestem, wróciłam i szybko się mnie nie pozbędziecie!
      Co u Was? Czy Wasze życie jakoś diametralnie się zmieniło od ostatniego posta?
      Bo właśnie to jak szybko życie przelatuje nam przez palce będzie tematem dzisiejszego postu.
      Dwa dni temu odwiedziłam moją ciotkę, no i akurat trafiłam na spotkanie rodzinne. Musicie wiedzieć, że rodzinę mam dość sporą. A przynajmniej tę, ze strony ojca.
      Pośród ciotek, wujków, kuzynek, kuzynów spostrzegłam znajomą mi dziesięciolatkę. Znajoma, a mimo to wiedziałam, że nigdy z nią nie rozmawiałam. Dziewczynka bacznie mnie obserwowała, a ja ciągle ją na tym ciekawym spojrzeniu przyłapywałam.
      Sytuacją zainteresował się mój ojciec. Zaczął się śmiać. Wszyscy zamilkli.
     "Widzę, że nie poznajesz swojej kuzynki" stwierdził, nie potrafiąc ukryć wzruszenia. Zamilkłam. Okazało się, że ów dziewczynkę widziałam raz w życiu, w okresie mojej komunii świętej, czyli kilka lat temu. Sześć? O ile dobrze pamiętam to tak.
      I byłam w szoku, bo dostrzegłam jak czas szybko przemija. Ta urocza, trochę momentami irytująca i zrzędliwa dziewczynka uświadomiła mi, że i mnie proces starzenia nie ominie. Nie odezwałam się już do nikogo podczas reszty wizyty. Byłam w szoku. Bo jak to się stało, że dziewczynka, która jeszcze ostatnio nie potrafiła dobrze mówić dziś narzekała, komentowała wszystko, co dookoła, a czasami zaczepiała swoich kuzynów.
      Może dla niektórych to zupełnie oczywiste, normalne i totalnie bzdurne.
      Mnie jednak to uderzyło jak grom z jasnego nieba. Jakby przełącznik w moim mózgu wreszcie zaskoczył i dotarło do niego, że życie naprawdę prędko przemija. I nie można tracić okazji na zrobienie czegokolwiek. Zmiany są potrzebne każdemu, a im więcej ich w naszym życiu tym jest ono ciekawsze, bogatsze w doświadczenia.
      Sama nie często przywiązuje się do czegokolwiek czy kogokolwiek, żyję jak chcę, robię co chcę.
      Może niektórzy stwierdzą, że nie mam sumienia, jeśli powiem, że nagminnie ignoruję czyjeś opinie. Żyję sama dla siebie. To moje życie i przeżyję je, według własnego scenariusza.
      Ignorantka? Egoistka? Suka? Słyszałam te słowa wielokrotnie, ale wiecie gdzie je mam? No właśnie tam.
     Post odrobinę chaotyczny, ale wrzucam,  bo może ktoś się stęsknił za moimi dyrdymałami!
     Przypominam, że na górze bloga znajdziecie zakładkę, w której możecie napisać własne pomysły na tematy, które w przyszłości chętnie poruszę.
     Dobranoc x W.

czwartek, 16 lipca 2015

Szarości nigdy dość!

      Pierwszy post na tym blogu wcale nie będzie ostatnim, chociaż część z Was chciałaby! Wiem, że jesteście gdzieś tam, internetowi, bezczelni użytkownicy.
      Po tak szokującym oraz hucznym temacie, bo musicie wiedzieć, że dostałam kilka mejlów... I cóż, większości nie przeczytałam, żeby nie psuć sobie humoru, chciałabym trochę zwolnić, zastanowić się nad tym, co jest ważne. Dlatego postanowiłam napisać dokładnie o tym dlaczego i dla kogo powstały „Szarości”.
      Musicie wiedzieć, że każdy z nas jest małym, szarym człowiekiem, jednym z milionów i mimo że wszyscy działamy na zasadzie współzależności to każdy z nas różni się od tego kolejnego. Mniej lub bardziej, ale jednak. I wszyscy mamy coś, czym się interesujemy, co nas zachwyca i cieszy. Tym dla mnie są ludzie. Obiektem fascynacji. Do psychiatryka jeszcze nie trafiłam, więc myślę, że jest to społecznie akceptowalne, ha! Możecie wierzyć lub nie, ale możność obserwowania tego jak działamy to prawdziwa radość. Każdego dnia zastanawiam się nad błahymi lub tymi ważniejszymi aspektami, które u każdego są odmienne. Począwszy od koloru oczu, kształtu twarzy, poprzez cechy charakteru, głos, a kończąc na poglądach
i myślach.
      I to właśnie dlatego postanowiłam stworzyć tego bloga. By móc obserwować nie tylko swoich znajomych lub obcych ludzi, na ulicach, które codziennie przemierzam, ale również internautów. Zajęcie to będzie się jednak różniło od tego standardowego przypatrywania, bo tutaj mogę zobaczyć, poznać jedynie to, co WY postanowicie mi pokazać. I mam nadzieję, że rozumiecie o czym mówię, hm? W komentarzach możecie pozostać anonimowi (chociaż przeszczęśliwa byłabym, gdybyście się jakoś podpisywali, dzięki czemu będzie mi Was łatwiej skojarzyć), a Szarości to miejsce, w którym możecie się otworzyć; Uporządkować myśli, czego pewnie w niektórych momentach życia potrzebujecie. Tutaj jesteście w stanie powiedzieć to o czym myślicie i jak postrzegacie wszechświat. Wy się wygadacie, będzie wam lepiej na sercu, a ja będę miała radochę z możliwości obszerniejszego pola „badań”. Taki układ brzmi dość karykaturalnie, śmiesznie, ale ani myślę w tym momencie korzystać
z hiperbol. Jesteście kimś, z kim chcę wejść w interakcje. Poznać, zrozumieć, zapytać.
      To działa we dwie strony. Jestem jak otwarta księga, więc jeśli tylko mielibyście do mnie pytanie czy jakąś sprawę zawsze tu jestem. Adres mejlowy macie zresztą podany w zakładkach.
Ahh! Prawie zapomniałam. Dla kogo stworzyłam tego bloga?
Dla ludzi.
Dla Was.
Miłego wieczoru.
x W.

wtorek, 14 lipca 2015

Wiara czyni cuda... Czy aby na pewno?

Ha! Ledwo zaczęła, a już tak szokujący, dramatyczny, przykuwający uwagę (oh, ah!) temat.
Pomyśleliście tak, prawda?
Wiem, że tak.
No nic, myślcie co chcecie. Ja, zakładając tego bloga wiedziałam, że jednym z pierwszych tematów, które poruszę będzie właśnie wiara. No i jestem.
Jestem i mówię otwarcie o tym, że nie wierzę.
Dla mnie Boga po prostu... NIE MA.
       Ale co ja tam się znam, hm? Pewnie zlecą się tu zaraz zagorzali katolicy (i szczerze? mam taką nadzieję), którzy próbować mi będą wmówić, że nie mam racji. Że Bóg istnieje i przecież są na to liczne dowody. Jeśli tylko obędzie się bez wulgaryzmów (oh, no przecież to grzech?) czy wymuszania zmiany zdania, jestem za, a nawet zapraszam! Czekam na dyskusję, na kulturalną wymianę zdań, na odzew z Waszej strony.
       Wracając do mojej szarości, do mojego zdania... Żyję wśród ludzi wierzących tak mocno, że czasami to aż boli. Oczywiście mnie, moje oczy i uszy. Nie mam nic przeciwko, dopóki ów katolicy, muzułmanie czy inni wyznawcy nie naruszą mojej przestrzeni osobistej. Naprawdę.
       Boga nie ma. A przynajmniej nie ma go dla mnie. I widzicie? Żyję, nie spadł na mnie grom z jasnego nieba. Nic nadzwyczajnego się nie stało.
Specjalnie na użytek ów wpisu przytoczę słowa inteligentnego człowieka, który każdego dnia mnie inspiruje.
"Każda religia jest sposobem w jaki człowiek akceptuje swoją nieuchronną porażkę, czyli śmierć. Oswaja to. Religia jest tworem człowieka dla człowieka. Zmanipulowanym, wykorzystywanym, niegodnym, czasami dającym bardzo dużo siły. Religia jest sposobem w jaki człowiek oswaja to, że przemija. Zawsze twierdziłem, że wiara jest prawomocna i niewiara też jest prawomocna." ~Kuba Wojewódzki (1:25:13)
Przeczytaliście uważnie te słowa? Nie? To zróbcie to, jeśli trzeba nawet kilka razy.
       Ze względu na moje pochodzenie jak się pewnie domyślacie jestem ochrzczona, przeszłam pierwszą komunię świętą, a w dodatku z pełną świadomością podeszłam do sakramentu bierzmowania. Jednak co z tego, jeśli nie poczuwam się jako osoba wierząca? Zrobiłam to, bo wszyscy to robili. Ostatni rok gimnazjum to okres, w którym chciałam być blisko znajomych z klasy. I tak, teraz większości nienawidzę. Życie potrafi być przewrotne.
        Nie chcę jednak zbytnio odchodzić od tematu.
       Na religię chodzę, bo mogę, a nie dlatego, że jestem ciekawa. Poza tym ocena z tych lekcji podwyższa mi średnią. Trzeba sobie jakoś radzić. Im starsza i dojrzalsza jestem, cały obraz kościoła, księży, zakonnic i tego wszystkiego jest dla mnie totalnie irracjonalne. Moją uwagę przykuwa głównie medialność, która za dobrze nie obrazuje idei całego katolickiego społeczeństwa, z księżmi na czele.
       Teraz pewnie wielu z was myśli, że nie wiem, nie rozumiem i dlatego się wypowiadam. Wiara to raczej nic, co można zrozumieć, a przynajmniej mnie tak uczono. Chociaż, poniekąd coś o niej wiedzieć można, a nawet powinno się. Naprawdę starałam się, próbowałam z całych sił przebrnąć i przeczytać całą biblię. No właśnie. Na próbach się skończyło. Najczęściej docierałam do momentów, które mnie po prostu raziły, jako człowieka o własnym sumieniu czy wartościach życiowych. Tam sytuacje, postawy aprobowane, dla mnie i mojego boga (o ile oczywiście takowy by istniał) były nie do przyjęcia.
       A teraz przyznajemy się bez bicia, który z Was, zagorzałych w swoich szarościach katolików spróbował z własnej woli przeczytać choć fragment pisma świętego? Taa, widzę cię tam z tyłu, mały, pojedynczy człowieku, nie wysilaj się, bo zaraz ramię ci odpadnie.
      Wspominałam już, że żyję w środowisku religijnym i poniekąd to umocniło mnie w swej niewierze. Postawa NIEKTÓRYCH katolików nie tylko jest śmieszna, ale bezsprzecznie nieetyczna. Tak to już jest. Oprócz paradoksów samego kościoła i biblii chciałam zwrócić uwagę na niektórych przedstawicieli, bo tym katolicy są. Przedstawicielami swojego Boga. Widzą w nim to, co chcą zobaczyć. Wszystkie pozytywne aspekty życia wiążą właśnie z jego postacią, a o tych negatywnych... Cóż, jak to było... "Człowiek sam sobie winny". Ale zapomnieliście o najważniejszym. W waszym mniemaniu Bóg to istota dobra, współczująca, empatyczna, a przede wszystkim kochająca swoje dzieci. Dlaczego więc pozwala na śmierć tysiącom podczas kataklizmów czy zamachów? Bo co? Bo mamy własną wolę? Pozwolił nam nie czuć się jak Simsy, a za to wyniszcza stworzony na swoje podobieństwo gatunek? No większego, tak soczystego okazu debilizmu nie słyszałam. Bóg to ojciec, ojciec to Bóg. Nasi tatowie z zasady są tymi, którzy BEZINTERESOWNIE wstawiają się za nas, czasami niepoprawnie nie pozwalają nam błądzić, ale bronią nas całym swoim sercem. No właśnie. A dla Boga musisz chodzić co niedzielę do kościoła, chociaż gdzieś masz całe kazanie, za to do koszyczka wrzucasz hajs na nowego merca dla proboszcza. Czy ja na sali słyszałam śmiech? I brawo, bo to apogeum kretynizmu. Co jakiś czas warto wpaść do konfesjonału, ale po co mówić o tej czy tamtej masturbacji? Seks w piątek? A co księdza obchodzi co ja robię, cholera, k*rwa mać! Ring ding dong, a czy ja słyszę kolejne parsknięcie? Nie? To musiało mi się wymsknąć, przepraszam.
       Rozpisałam się i szczerze? Jestem z siebie dumna. Teraz czekam na Wasze wypowiedzi, niekoniecznie aż tak długie, bo i komu chciałoby się to czytać? Dobranoc.
x W.
PS. Pamiętajcie, szanujmy siebie nawzajem.

Kim jestem?

Skąd się wzięłam? Jestem tworem. Mieszanką miłości do pisania, wielbicielki różnorakiej lektury i doświadczenia życiowego, którego nie mało. Ile lat? To tylko liczba, nikomu z nas nie pomoże. Jestem, bo lubię. Pojawiam się, by uprzykrzyć bądź (czasami optymizmu nigdy dość!) polepszyć innym życie. Bo to jest najważniejsze. Ja kocham żyć. Cokolwiek, kiedykolwiek by się nie działo, mnie zawsze wspierało uczucie do egzystencji. Jestem, bo chcę, bo mogę, bo lubię, bo nienawidzę, bo kocham, bo się denerwuję! A każdego z Was witam z otwartymi ramionami, byśmy wspólnie mogli zacząć tę przygodę.
Jesteście gotowi? Ja bardziej niżbym się mogła kiedykolwiek spodziewać.
x W.